Firmy rekrutujące do pracy cudzoziemców mierzą się z całą lawiną wyzwań. Nie sprzyja im sytuacja gospodarcza, utrudniony dostęp do pracowników z Ukrainy, a nawet zmiany w prawie podkreślił Michał Wierzchowski, dyrektor sprzedaży w EWL Group, w wywiadzie dla portalu PulsHR.

Firmy, które korzystają ze wsparcia pracowników z zagranicy, są dziś w bardzo trudnej sytuacji. Wojna w Ukrainie, ciągłe zmiany przepisów dotyczących zatrudniania cudzoziemców w Polsce – to wszystko utrudnia dostęp do pracowników. Jak wy sobie z tym radzicie?

– Rzeczywiście sytuacja jest dosyć niejednoznaczna i zmienna. Z jednej strony nasi klienci mierzą się z podwyższonymi kosztami funkcjonowania – inflacją, kosztami mediów i eksploatacji hali produkcyjnych. Patrzą na każdą wydaną złotówkę.

Z drugiej zaś strony po słabym pierwszym kwartale widać obecnie duże ożywienie na rynku. Bardzo wielu naszych klientów potrzebuje dodatkowych pracowników. A tych nie ma. Mamy więc sytuację, kiedy z jednej strony firmy muszą zaciskać pasa, z drugiej walczą o pracowników. Często poprzez podwyższanie wynagrodzeń.

Jak my – jako firma zapewniająca dostęp do pracowników – radzimy sobie z tym? Pierwsza ważna zmiana na rynku, jaką obserwujemy od poprzedniego roku, to fakt, że rekrutujemy dużo więcej cudzoziemców, którzy już przebywają w Polsce.

Powód jest oczywisty – w związku z wojną w Ukrainie liczba pracowników przyjeżdżających do pracy bezpośrednio z terenu Ukrainy zmniejszyła się. Dużo kobiet wyjechało już wcześniej, a mężczyźni z wiadomych powodów nie mogą wyjechać ze swojego kraju.

Jak wyglądają te proporcje?

– Obecnie 50 proc. pracowników rekrutujemy za granicą, a 50 proc. z rynku polskiego. To duża zmiana. Dodatkowo warto pamiętać, że pracownicy z zagranicy, głównie z Ukrainy, osiedlają się w dużych miastach i coraz rzadziej chcą się przemieszczać za ofertami pracy, na przykład do mniejszych miast. Wcześniej mając ofertę pracy lepszą o 100, 200 czy 500 zł byli w stanie się przeprowadzić na drugi koniec Polski. W tej chwili już tak to nie wygląda.

Kolejna – chyba najistotniejsza – zmiana dla całego rynku pracy odnosi się do liczby obywateli Ukrainy, którzy korzystają z ochrony tymczasowej w poszczególnych krajach UE.

Eurostat podał, że w marcu w Niemczech zarejestrowano najwięcej ukraińskich obywateli korzystających z ochrony czasowej. Było ich tam ponad milion, podczas gdy w Polsce niecały milion. Po raz pierwszy mamy więc sytuację, gdy inny kraj niż Polska przyjął więcej uchodźców z Ukrainy. To duża zmiana, która w moim przekonaniu przekształci się w trend pokazujący, że Polska nie będzie już krajem docelowym do osiedlenia się dla obywateli Ukrainy. A to skutkuje tym, że na rynku jest coraz mniej dostępnych pracowników.

Zakładam, że ta niechęć do przeprowadzania się jest pewnego rodzaju problemem dla was. Wiele firm, którym pomagacie znaleźć pracowników, mieści się poza największymi miastami.

– Zgadza się. W tej chwili widzimy, że rekrutacja całościowo jest trudniejsza. Natomiast narzędzia i sposoby rekrutacji nie zmieniły się. Robimy wszystko, żeby maksymalnie wykorzystywać potencjał lokalnego rynku pracy i stamtąd rekrutować pracowników, ale też próbujemy – szczególnie tam, gdzie na przykład mamy jakieś przerwy w pracy albo zwolnienia u jednych klientów – tak zapewniać pracę naszym pracownikom u innych klientów, by każda ze stron była zadowolona.

W statystykach widać, że firmy rekrutacyjne coraz częściej sięgają po pracowników z dalszych krajów niż Ukraina czy Białoruś. Mowa o Indiach, Uzbekistanie – czy to będzie stały trend czy tylko potrzeba chwili?

– Pracownicy z dalszych krajów są bardzo cenną alternatywą dla coraz mniejszej liczby dostępnych pracowników z Ukrainy. W mojej opinii ten trend będzie się cały czas rozwijał. Zresztą to już się dzieje. W tej chwili u naszych klientów pracują przedstawiciele 28 narodowości. To naprawdę duża liczba. Poza krajami z tak zwanej uproszczonej procedury rekrutujemy pracowników z całego obszaru Azji i Oceanii, a także z Ameryki Południowej.

Co ważne, od naszych klientów mamy bardzo dobrą informację zwrotną na temat tych pracowników. Słyszymy, że bardzo dobrze się integrują, zarówno w przestrzeni zawodowej, jak i społecznej.

Ale na tych pracowników z dalszych krajów trzeba dużo dłużej czekać. Ile dokładnie?

– To jest niewątpliwie największe utrudnienie. W tej chwili długo, ale i tak najkrócej (2-2,5 miesiąca) trzeba czekać na pracowników z Ameryki Południowej. Tak naprawdę tyle trwa nawet nie sama rekrutacja, a proces legalizacji pracowników i uzyskania dla nich wiz. A to jest związane z przepustowością naszych ambasad i konsulatów w tych krajach.

Dlatego nawet jeśli możliwości rekrutacyjne takich firm jak nasza są duże, to później kwestie samej legalizacji są bardzo ograniczone, stąd czas oczekiwania na niektórych pracowników sięga nawet 4-5 miesięcy.

Przejdźmy do kolejnego wątku: chaosu związanego z przepisami. Aktualnie jakie przepisy obowiązują przy zatrudnianiu cudzoziemców? Jak w obecnym stanie prawnym prawidłowo zatrudnić cudzoziemca?

– To bardzo dobre pytanie. Rzeczywiście obecnie mamy mocno skomplikowany proces poruszania się wśród ustaw, które regulują proces zatrudniania cudzoziemców. Mamy ustawę dla obywateli Ukrainy, która weszła w życie po wybuchu wojny. Mamy tę tradycyjną ustawę o promocji zatrudnienia. Mamy też tak zwaną tarczę covidową. Te wszystkie ustawy powodują, że bardzo łatwo popełnić błąd przy zatrudnianiu obcokrajowca.

Pracodawca, zanim zatrudni cudzoziemca, musi zweryfikować, pod którą z obowiązujących ustaw on się kwalifikuje. Potem należy ustalić, czy trzeba wystąpić o zezwolenie na pracę czy też nie.

Dlatego zachęcam tutaj, aby skorzystać z pomocy takich firm jak nasza, które zajmują się tym na co dzień. Bardzo łatwo popełnić błąd i zatrudnić cudzoziemca bez dopełnienia formalności. A obecnie przepisy mówią o tym, że jeżeli pracodawca popełni tak zwaną jedną „nielegalkę”, zostanie upomniany, ale jeśli pomyli się po raz drugi, grozi mu zakaz zatrudniania obcokrajowców.

Nowe Prawo Migracyjne jest w budowie. Więcej złego czy dobrego pana zdaniem przyniesie ta ustawa.

– Zapisy są generalnie korzystne dla rynku. Upraszczają procedurę zatrudniania cudzoziemców, zniknie test rynku pracy. Z drugiej strony wprowadzone będą bardziej rygorystyczne kary. Z perspektywy poprawności zatrudnienia obcokrajowców jest to dobry kierunek zmian. Natomiast musimy też pamiętać o tym, że ustawa dopiero jest na etapie prac Komitetu do spraw europejskich. Prawdopodobnie – patrząc na obecną sytuację polityczną – nie wejdzie w tym roku w życie. Jest za mało czasu, by udało się to zrobić.

Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na jedną kwestię, która jest bardzo istotna w ramach tej ustawy. Już teraz mamy spory problem z wydawaniem zezwoleń na pracę dla obcokrajowców wszystkim firmom świadczącym usługi outsourcingu. Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej już od początku roku stoi – poprzez urzędy wojewódzkie, które się zajmują wydawaniem zezwoleń i kart pobytu – na stanowisku, że takie zezwolenia nie mogą być wydawane dla obcokrajowców, którzy będą świadczyli pracę dla firm outsourcingowych. Takie dokumenty mogą otrzymywać jedynie agencje pracy tymczasowej.

Z naszej perspektywy ta wytyczna jest mocno nadinterpretowana. Decyzje urzędów wojewódzkich krzywdzą firmy świadczące usługi tak zwanego outsourcingu procesowego, który polega na oddaniu całych procesów firmom zewnętrznym, które rozliczają się z efektu pracy, a nie z roboczogodzin lub liczby zatrudnionych czy zamówionych do pracy ludzi.

Stoimy na stanowisku, że rzeczywiście ten tak zwany outsourcing pracowniczy jest formą, która nie powinna funkcjonować na rynku. Natomiast outsourcing procesowy, czyli ten faktyczny, wykorzystywany jest obecnie w wielu dziedzinach polskiej gospodarki, takich jak branża produkcyjna, logistyczna, budowlana, usługi sprzątania czy IT. W sytuacji, kiedy naprawdę w kraju brakuje rąk do pracy, utrudnianie tej formy zatrudniania oddziałuje bardzo negatywnie na pracodawców. Szczęśliwie ostatnie decyzje ministerstwa uwzględniają apele pracodawców i dają nadzieję, że zatrudnianie obcokrajowców do firm świadczących usługę outsourcingu procesowego nie będzie limitowane.

A jakich pracowników za granicą poszukują polskie firmy?

– W dalszym ciągu mamy na rynku niedobór podstawowych pracowników produkcyjnych, jak również pracowników wykwalifikowanych, np. techników utrzymania ruchu, operatorów wózków widłowych, spawaczy czy elektromonterów.

Cała branża usługowa potrzebuje pracowników – ogłoszenia o pracę zobaczymy w galeriach handlowych, a także w pubach, restauracjach, hotelach, czyli generalnie wszędzie tam, gdzie w sezonie pojawiają się turyści. Tutaj jednak kandydaci do pracy powinni znać język polski, przynajmniej w stopniu komunikacyjnym.

Jeśli miałbym wymieniać stanowiska specjalistyczne, to w dalszym ciągu IT, chociaż i ta branża przeżywa różnego rodzaju zawirowania. Mimo tego w dalszym ciągu pracownicy z zagranicy pracujący przeważnie mobilnie są bardzo pożądani. Dodatkowo cudzoziemców poszukują centra usług biznesowych, które potrzebują pracowników z zagranicy, którzy posługują się danym językiem jako macierzystym.

Rynek z polskich pracowników jest niemal całkowicie ogołocony. Jeżeli firmy chcą zacząć poszukiwania pracowników z zagranicy, to od czego powinny zacząć?

– Przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, żeby przygotować miejsca pracy dla pracowników pod kątem językowym. Jeżeli mówimy o produkcji, to czymś oczywistym powinno być, żeby wszystkie instrukcje stanowiskowe były w języku, którym dany pracownik operuje. To bardzo ważna rzecz.

Drugą ważną kwestią jest przeszkolenie i zaznajomienie menedżerów oraz wszystkich pracowników, którzy będą współpracowali z cudzoziemcami, w zakresie różnic kulturowych. Ten temat może wydawać się mało istotny, ale wchodząc głębiej, z perspektywy dobrego zrozumienia i komunikacji zarówno nowych pracowników, jak i tych obecnych, jest bardzo ważny.

Na koniec chciałam pana zapytać o jeszcze jedną rzecz. Czy patrząc na to, co teraz się dzieje na świecie, co dzieje się w Europie, widzi pan szansę na uspokojenie się sytuacji związanej z zatrudnianiem cudzoziemców, na powrót do normy?

– Wydarzenia ostatnich lat – pierwsza i druga fala COVID-19, wojna w Ukrainie – zmieniły nasz świat na stałe. Zmieniły też rynek pracy i te zmiany ewoluują.

Odniosę się tu do początku naszej rozmowy. W marcu 2023 r. w Niemczech po raz pierwszy zostało zarejestrowanych więcej uchodźców z Ukrainy niż w Polsce. Ta tendencja będzie widoczna również w innych krajach Unii Europejskiej, które do tej pory miały dosyć zamknięty rynek pracy na pracowników spoza UE i co więcej, będzie się utrzymywać.

Nie ma powrotu do sytuacji sprzed pięciu lat. Musimy nastawić się na to, że kolejne nacje – z Azji, Ameryki Łacińskiej czy Południowej – w najbliższych latach będą stanowić o możliwościach realizacji zamówień produkcyjnych nie tylko w Polsce, ale w całej UE. Pamiętajmy również o tym, że społeczeństwo polskie, tak jak inne kraje UE, starzeje się. To będzie wiązało się z dużym deficytem pracowników, w efekcie będziemy musieli szukać pracowników w innych, dalszych krajach.