PulsHR: Ukraiński rząd zaostrzył przepisy mobilizacyjne. Wprowadził konieczność rejestracji wojskowej obywateli Ukrainy w wieku mobilizacyjnym przebywających za granicą. Jednocześnie konsulaty Ukrainy na całym świecie wstrzymały świadczenie usług dla mężczyzn w tym wieku, a osoby, które czekały na odbiór paszportu mają z tym problem. Oznacza to brak możliwości przedłużenia za granicą np. ważności paszportu i prawa jazdy. By to zrobić muszą wrócić do kraju. Ilu Ukraińców dotyczy ta decyzja?

Artur Gregorczyk, prezes zarządu Legalito oraz ekspert EWL Group: Z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wynika, że mężczyźni stanowią ponad połowę z 760 tys. tysięcy zarejestrowanych pracowników z Ukrainy. Tych w wieku poborowym jest w tej grupie ponad 90 proc.

Jak to wpłynie na sytuację na polskim rynku pracy? 

Przyjęta przez ukraiński rząd ustawa przede wszystkim spowoduje to, że Ukraińcy zaczną pracować w szarej strefie. Nawet jeśli założylibyśmy, że osoby te wyjechały z kraju, by uniknąć poboru do wojska, to zasadnym staje się pytanie o to jaki jest sens w ściąganiu ich do kraju na siłę.

Jak od strony prawnej wygląda ich sytuacja w Polsce? Czy przyjęcie prze Ukrainę nowych przepisów oznacza, że będą musieli masowo wyjechać z Polski?

Na ten moment Ukraińcy nie muszą pakować walizek i już wracać. W Polsce obowiązują przepisy, które przedłużają okres ochrony tymczasowej i umożliwią Ukraińcom pobyt w naszym kraju, nawet jeśli ci mają nieważne ukraińskie dokumenty. Do czasu jak te przepisy obowiązują, można powiedzieć, że ich sytuacja jest jasna. Mają możliwość zostać u nas legalnie.

Co więc to oznacza dla firm specjalizujących się w poszukiwaniu pracowników z Ukrainy?

Po pierwsze, jako radca prawny uważam, że w obecnych realiach polskie przepisy nie dają możliwości jakiegokolwiek wsparcia odsyłania czy deportowania Ukraińców w wieku poborowym do ich kraju. Moim zdaniem byłoby to działanie na granicy praw człowieka. Jeszcze nigdy w historii w żadnym kraju taka sytuacja nie miała miejsca.

Druga sprawa dotyczy tego, że polska gospodarka po prostu nie poradzi sobie bez Ukraińców. Ich obecność na naszym rynku pracy to dla wielu firm być albo nie być. Z analizy firmy doradczej Deloitte wynika, żew 2023 roku udział Ukraińców w polskim Produkcie Krajowym Brutto wyniósł od 0,7 do 1,1 proc. Szacunki mówią, że ten odsetek będzie rósł. Więc jako kraj nie możemy sobie pozwolić na sugerowanie, że będziemy pomagali wywozić Ukraińców na front.

To jak pan skomentuje wypowiedź ministra obrony Władysława Kosiniaka-Kamysza, który stwierdził, że jeśli ukraiński rząd poprosi, to Polska jest w stanie pomóc w tym, by wszyscy mężczyźni objęci mobilizacją wrócili na Ukrainę?

Wydźwięk tej wypowiedzi próbowano później złagodzić, jednak na niewiele się to zda. Te słowa już zostały wypowiedziane. Ich efekt może być nieprzyjemny dla polskiej gospodarki, bowiem mogą pociągnąć ze sobą odpływ legalnych pracowników pracujących z Ukrainy do innych państw, gdzie nikt nie straszy ich deportacją do Ukrainy.

Politycy chyba się zorientowali, że ta deklaracja może mieć nieciekawe skutki. Szybko zaczęli schodzić z tonu, mówić o wspieraniu Ukraińców poprzez szkolenia w Polsce. W końcu  szef MSZ Radosław Sikorski przyznał, że pomoc w przetransportowaniu Ukraińców do ich kraju jest „dwuznaczna moralnie”.

Proszę zauważyć, że w jednym z niemieckich landów urzędnicy zaznaczyli, że jeśli obywatelom Ukrainy, którzy u nich przebywają skończy się ważność dokumentów, będą mogli powołać się na dokument wjazdowy. Tym samym ich dalszy pobyt nadal będzie legalny, legalnie też będą mogli tam pracować.

Komentując więc tego typu wypowiedzi polityków zwrócę uwagę na dwie sprawy. Pierwsza to kwestia rozwoju polskiej gospodarki. Takie wypowiedzi mogą temu szkodzić, bowiem Ukraińcy słysząc, że Polski rząd chce ich wywozić na Ukrainę, zdecydują się jechać dalej na Zachód, by uniknąć takiego ryzyka. Z kolei my – by zapełnić tę lukę – będziemy musieli szukać pracowników w kolejnych, dużo bardziej oddalonych od nas krajach. A to jest droższe i dużo bardziej czasochłonne.

Z drugiej strony wspominana wcześniej szara strefa, bo skoro nie będą mogli wyrobić dokumentów koniecznych do legalnego podjęcia pracy, to będą woleli ją wykonywać na czarno.

Jak wasi współpracownicy z Ukrainy zareagowali na te informacje?

Są zdenerwowani. Stoją w kolejkach w konsulatach i próbują się czegoś dowiedzieć. Cały czas dzwonią i piszą do nas. Pytają co dalej, co teraz mają zrobić. My ich uspokajamy. Mamy nadzieję, że również polski rząd zdecyduje się wprowadzić odgórnie rozwiązania czy zalecenia, które rozwieją wszelkie wątpliwości związane z tą sprawą i pozwolą Ukraińcom przebywać i pracować w Polsce legalnie bez wymagania ważnych dokumentów wydanych w Ukrainie. Tak jak zrobili to w Niemczech. Przykładowo będą mogli legitymować się zezwoleniem na pobyt czasowy i pracę.

Innego rozwiązania nie widzę. Pozostawienie tych ludzi bez wyjaśnienia kwestii możliwości posługiwania się innym dokumentem spowoduje ogromne zamieszanie. Pamiętajmy też, że każdy kraj powinien działać w taki sposób, by stawiać swój interes na pierwszy miejscu. Oczywiście dla nas wszystkich nadrzędną kwestią jest wygranie wojny z Rosją przez Ukrainę, jednak jest jeszcze coś takiego jak interes gospodarczy danego kraju. A Polska naprawdę potrzebuje pracowników z Ukrainy. Rolą naszego kraju nie jest to, żeby pakować ich w ciężarówki i wysyłać na front. Zachęcanie ich do powrotu jest zadaniem dla Ukrainy i ona powinna znaleźć takie rozwiązania, które skłonią ich do tego. Pytanie czy blokowanie im dostępu do usług konsularnych przyniesie taki efekt.