Eksperci są zgodni co do tego, że skala odpływu Ukraińców za Odrę zależy w dużej mierze od tego, w jaki sposób nowe niemieckie prawo imigracyjne będzie stosowane w praktyce. Ale bez tego polski rynek pracy pozostanie pod wieloma względami atrakcyjny dla kadry ze Wschodu. Część Ukraińców ma obawy przed wyjazdem do pracy dalej na Zachód. Bariera językowa i różnice kulturowe to jedno, a wyższe koszty utrzymania, gorsza znajomość rynku pracy i większa konkurencja, to drugie.
– W tym roku mieliśmy w Polsce dużą podwyżkę płacy minimalnej. Inne atuty pracy w Polsce to możliwość pracy w nadgodzinach – co jest rzadkością w Niemczech, czy darmowe zakwaterowanie, co nie zdarza się za Odrą. Mamy więc kilka asów w rękawie – mówi Andrzej Korkus, prezes EWL. Dodaje, że na pewno pomogło też udrożnienie procedury wydawania pozwoleń na pracę w Polsce. W ubiegłym roku urzędy pracy zrobiły ogromny postęp. W 2019 r. wydano o 40 proc. więcej pozwoleń na pracę niż w 2018 r. Idąc w tym kierunku, Polska będzie miała szansę powalczyć z Niemcami o pracowników z Ukrainy.
Korkus wskazuje jednak na inny czynnik, który może wpłynąć na wielkość ukraińskiej migracji zarobkowej w Polsce. – Warto zwrócić uwagę na sytuację na Ukrainie, gdzie w ciągu roku średnie zarobki wzrosły o ok. 30 proc., a w grudniu 2019 r. o 15 proc. w stosunku do listopada. Przykładowo, w ukraińskiej branży budowlanej zarówno w I jak i w II kwartale 2019 r. wynagrodzenia wrosły o 20 proc. w stosunku do ubiegłego kwartału – wylicza ekspert i dodaje, że to także ma gigantyczny wpływ na polski rynek pracy i chęć emigracji zarobkowej Ukraińców. Możliwe, że większy niż otwarcie niemieckiego rynku pracy na cudzoziemców spoza Unii Europejskiej.
Źródło: INTERIA