Rozszerzenie listy krajów objętych zasadami uproszczonej procedury zatrudniania cudzoziemców, m.in. o Uzbekistan czy Kazachstan, zdaniem Michała Wierzchowskiego, dyrektora sprzedaży EWL Group, jest najlepszym rozwiązaniem w obecnej sytuacji na rynku pracy. – Dzięki temu Polska mogłaby sprawnie pozyskać wykwalifikowanych pracowników do kluczowych dla rozwoju gospodarki branż; dziś, by pracować u nas, muszą oni przejść czasochłonne i skomplikowane procedury – podkreślił Michał Wierzchowski, dyrektor sprzedaży w EWL Group, w wywiadzie dla portalu PulsHR.
Po rosyjskiej agresji na Ukrainę granicę Polski przekroczyło ponad 5,5 mln ukraińskich uchodźców. Około 1/3 z nich zatrzymała się w naszym kraju i ma plany, by zostać u nas na dłużej. Jaki wpływ będzie to miało na rynek pracy w perspektywie najbliższych miesięcy oraz następnego 2023 roku?
Michał Wierzchowski, dyrektor sprzedaży EWL Group: Inwazja Rosji na Ukrainę spowodowała największy kryzys uchodźczy w Europie po II wojnie światowej, który odcisnął duże piętno również na rynku pracy w Polsce. Wspierając uciekinierów z Ukrainy, kraje UE otworzyły dla nich swoje rynki pracy. Według najnowszych szacunków Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, pracę w Polsce na podstawie uproszczonej procedury podjęło dotąd ponad 380 tys. uchodźców.
Przy czym musimy pamiętać, że zdecydowaną większość z nich stanowią kobiety.
Dokładnie, a to nie pozostaje bez znaczenia dla rynku pracy. To potencjalnie duży przypływ rąk do pracy, jednak w tym przypadku należy wspomnieć, że są to migranci o innym profilu niż dotychczas. Według naszego badania, ponad 60 proc. z nich ma wyższe wykształcenie – to dużo więcej niż wśród migrantów zarobkowych z Ukrainy przed wojną. To często wysoko wykwalifikowani specjaliści, przedstawiciele sektora handlu i usług oraz pracownicy sektora edukacji, którzy, jak wynika z naszego badania, udali się przede wszystkim do dużych miast.
Pomimo widocznego napływu uchodźców z Ukrainy, obserwujemy dotkliwy deficyt pracowników, szczególnie przedstawicieli zawodów, w których dotychczas pracowali głównie panowie. To trudna sytuacja dla pracodawców, którzy borykają się z brakami kadrowymi, ale i dla całego rynku zatrudnienia, któremu od kilku miesięcy towarzyszy duża rotacja.
Niestabilność rynku przybiera na sile w związku z coraz większym odpływem uchodźców z Polski. Już ponad 3 miliony przebywających w naszym kraju, uciekających przed wojną obywateli Ukrainy, zdecydowało się wrócić do swojego kraju. Obecnie więcej osób wraca do Ukrainy niż przyjeżdża do Polski, a ta liczba będzie rosnąć. Nasz rynek pracy zmienia się wraz z upływem wojny, a ta, jak wiemy, jeszcze się nie skończyła, dlatego kolejne zmiany są nieuniknione.
Jakie są główne potrzeby uchodźców? Według badania „Uchodźcy z Ukrainy w Polsce, Czechach i Rumunii” 2/3 spośród nich chce podjąć zatrudnienie nad Wisłą? Co trzeba zrobić, żeby im to ułatwić?
Są dwie najważniejsze kwestie. Zważywszy na fakt, że wśród uchodźców z Ukrainy najliczniejszą grupę stanowiły kobiety z dziećmi, w pierwszej kolejności należy skupić się na zaspokojeniu potrzeb wynikających z obowiązku opieki nad dzieckiem. Właśnie bliskość szkół czy przedszkoli decyduje o wyborze tymczasowych miejsc zamieszkania obywatelek Ukrainy, jak i ich miejsc pracy.
Według naszych badań blisko połowa, bo aż 45 proc., uchodźców z Ukrainy przebywających w naszym kraju nie zna języka polskiego lub zna go bardzo słabo. To kolejna bariera, którą należy pokonać w celu zwiększenia aktywności zawodowej wśród uchodźców w Polsce, a następnie wprowadzenia ich na nasz rynek pracy. Przyspieszone kursy języka polskiego to rozwiązanie, które dałoby skalowalny efekt.
W Polsce pracę znalazło już blisko 380 tys. uchodźców, jednocześnie bezrobocie jest rekordowo niskie, a liczba wakatów – rekordowo wysoka. Jak możemy to wytłumaczyć?
Mamy najniższe bezrobocie w Polsce od ponad 30 lat – w lipcu wyniosło 4,9 proc. W Polsce jest 800 tys. osób bezrobotnych, najmniej od 1990 roku, a jednocześnie obserwujemy rekordowo dużą liczbę wakatów – 160 tys.
Sytuacja ta jest uwarunkowana dwoma czynnikami. Pierwszy to okres wysokiego sezonu na rynku pracy, podczas którego zwiększa się zatrudnienie pracowników sezonowych, np. dla branży budowlanej czy agrarnej, co przekłada się na obniżenie poziomu bezrobocia.
Drugi czynnik to dotkliwy deficyt męskiej siły roboczej praktycznie wszędzie – od branży budowlanej do automotive czy logistyki – który już teraz wśród pracodawców inicjuje „wojnę stawkową” o pracownika.
Czy można powiedzieć, że polski rynek pracy poradził sobie z problemem braku mężczyzn?
Wśród naszych klientów widać bardzo klarownie, że zapotrzebowanie na mężczyzn jest większe niż, powiedzmy, trzy miesiące temu. Co więcej, spodziewamy się, że ten deficyt będzie rósł. Niestety na brak mężczyzn, którzy wyjechali do Ukrainy, rynek polski nie ma obecnie żadnej alternatywy.
Możliwe są dwa scenariusze. Pierwszy – bardziej prawdopodobny, ale zdecydowanie niekorzystny dla pracodawców – że będą oni jeszcze bardziej zmuszeni podwyższać stawki wynagrodzeń dla pracowników, aby ich pozyskać lub zatrzymać. Drugi – związany z decyzją polityczną – iż nastąpi wprowadzenie kolejnych krajów do uproszczonej procedury zatrudniania cudzoziemców.
Gdyby pan miał doradzać zespołowi opracowującemu nowelizację ustawy o cudzoziemcach, to jaka zmiana by się znalazła w noweli?
Jednym z najważniejszych, wspomnianych już rozwiązań, które przyniosłoby pozytywne, długotrwałe skutki na rynku pracy, byłoby zaabsorbowanie do pracy w Polsce pracowników z krajów Azji Centralnej, np. Uzbekistanu, Kazachstanu czy Kirgistanu, których obywatele mówią po rosyjsku. Obecnie uproszczona procedura zatrudniania cudzoziemców dotyczy pracowników z sześciu krajów: Ukrainy, Białorusi, Rosji, Mołdawii, Gruzji i Armenii.
Gdyby włączono do niej kolejne kraje, Polska mogłaby pozyskać wykwalifikowanych pracowników do kluczowych dla rozwoju gospodarki branż. Już teraz w naszym kraju pracuje wielu obywateli np. Uzbekistanu, którzy znajdują zatrudnienie jako kierowcy znanych firm przewoźniczych. Według statystyk, w Polsce jest około 6 tys. Uzbeków i Kazachów łącznie, co stanowi jednak „kroplę w morzu potrzeb” obecnego rynku pracy.
Dotychczas ludzie ci pracowali w Rosji, jednak w związku z wojną i sytuacją ekonomiczną wrócili do swoich krajów. Czas oczekiwania w Polsce na pracowników z tych krajów jest długi i trudny w świetle obowiązujących procedur związanych z legalizacją pobytu i zatrudnienia. Gdyby jednak rząd zdecydował się na liberalizację przepisów, pracodawcy mogliby legalnie zatrudniać cudzoziemców z kolejnych krajów w krótkim czasie, już na podstawie oświadczenia pracodawcy o powierzeniu wykonywania pracy.
Niemcy pracują nad kolejną liberalizacją przepisów dotyczących zatrudnienia cudzoziemców, licząc na przyciągnięcie większej liczby fachowców spoza UE. Czy polscy pracodawcy, którzy też poszukują wykwalifikowanych pracowników, mają się czego obawiać?
Wszystko zależy od tego, w jaki sposób liberalizacja ta będzie stosowana w praktyce. Przykładowo, w 2019 roku obawialiśmy się, że bardzo wielu obywateli Ukrainy pracujących w Polsce wyjedzie do Niemiec, bo tamtejszy rząd ogłosił, że otworzy swój rynek na pracowników ze Wschodniej Europy. Okazało się jednak, że liberalizacja była umiarkowana, pozostawiono wiele obostrzeń i w efekcie skala wyjazdów obywateli Ukrainy była niewielka.
Jeżeli tym razem Niemcy, gdzie brakuje około 1,7 mln pracowników, w większym stopniu otworzą swój rynek na cudzoziemców – a słyszymy, że nowe, liberalne przepisy już są dyskutowane – może to stanowić dużą konkurencję dla Polski i całej Unii Europejskiej, która zmaga się z niedoborem zarówno specjalistów, jak i pracowników produkcyjnych. Patrząc długofalowo, musimy być przygotowani na walkę o pracownika.
Wróćmy na nasz rodzimy rynek i problem, jaki maluje się na horyzoncie. Najprawdopodobniej jesienią ponownie spotkamy się z kolejną falą zachorowań na COVID-19. Rząd zapewnia, że od strony medycznej już się na nią przygotowuje. A czy polska gospodarka jest na nią gotowa? Jak ją odczuje?
W ostatnich tygodniach coraz głośniej mówi się o możliwym przywróceniu obostrzeń covidowych. Nauczeni doświadczeniem po pierwszym lockdownie, wiemy, że kolejna fala zachorowań ma bezpośrednie przełożenie na przechodzenie pracowników wielu sektorów w tryb pracy zdalnej. Dla pracodawców oznacza to problemy kadrowe lub zwiększoną rotację. Pracujący rodzice w większym stopniu korzystają wtedy ze zwolnienia od pracy w celu opieki nad dzieckiem w przypadku kwarantanny lub zamknięcia placówki edukacyjnej.
Nie spodziewamy się lockdownu na szeroką skalę, jednak ponowne wprowadzenie wymogu kwarantanny dla przybywających cudzoziemców znacznie wydłużyłoby proces zatrudniania obcokrajowców.