Opublikowano: 03.11.2021
Autor wpisu:Szymon Bryzek
Szymon Bryzek
03.11.2021
Aktualności | EWL w Mediach

PulsHR: FMCG rośnie w siłę, a wraz z tym zapotrzebowanie na pracowników

– Jeszcze kilka lat temu zapytania o specjalistów z zagranicy były sporadyczne, nieco sondujące nasze możliwości. Firmy zakładały z góry, że pracownik z zagranicy nie będzie w stanie obsadzić takiego stanowiska. Dziś są to już konkretne zapytania i konkretne wymagania – opowiada w rozmowie z portalem PulsHR o zmianach w rekrutacji do sektora FMCG Małgorzata Filipczak, regionalny dyrektor sprzedaży w agencji pracy EWL .

Pandemia koronawirusa wywarła ogromny wpływ na zwyczaje zakupowe Polaków. Rynek FMCG urósł w 2020 roku w Polsce o 4,8 proc. do kwoty 198,2 mld złotych. Jak ten wzrost wpłynął na zapotrzebowanie na pracowników?

– Od początku pandemii zauważyliśmy, że zapotrzebowanie na pracowników znacznie wzrosło. Na przykład rok po wybuchu epidemii rekrutowaliśmy dla naszych klientów FMCG o 1/3 pracowników z zagranicy więcej. Choć cała branża potrzebowała nowych rąk do pracy, to w sektorze spożywczo-mięsnym zapotrzebowanie było największe. Z kolei od maja do października rekordy padały w przetwórstwie.

Na pewno zwiększone zapotrzebowanie było też widać w firmach produkujących towary wykorzystywane do samodzielnego pieczenia czy gotowania. Bo kiedy pandemia zatrzymała nas w domach, utrudniając wyjście do restauracji, sami zamieniliśmy się w cukierników i kucharzy.

Z kolei spadki było widać w firmach, które specjalizowały się w produkcji słodyczy, kupowanych okazjonalnie, zazwyczaj w formie podarunków, takich jak na przykład praliny. Kiedy na moment zaniechaliśmy spotkań towarzyskich, to również przestaliśmy je kupować, a co za tym idzie – zapotrzebowanie na pracowników stało się mniejsze. Warto dodać, że firmy produkujące praliny zmniejszyły ich produkcję i zamieniły linie produkcyjne pralin na linię produkcji czekolad, których sprzedaż w tym czasie wzrastała. Tym samym tutaj pojawiło się zapotrzebowanie na pracowników.

Kogo poszukują firmy?

– Przede wszystkim pracowników produkcyjnych do zbierania i pakowania produktów z linii. Zapotrzebowanie jest tak duże, że zatrudniani są również ludzie bez doświadczenia, którzy zaczynają od szkolenia.

Coraz częściej jednak pojawiają się zapytania o pracowników na stanowiska specjalistyczne niższego szczebla, takie jak: elektromechanik, mechanik, technik utrzymania ruchu, automatyk. Są to stanowiska, na które obserwujemy ogromny boom na pracowników, więc coraz częściej poszukujemy ich nie tylko w kraju, ale i za granicą. Jeszcze kilka lat temu były to sporadyczne zapytania, nieco sondujące nasze możliwości. Firmy zakładały z góry, że pracownik z zagranicy nie będzie w stanie obsadzić takiego stanowiska. Dziś są to już konkretne zapytania i konkretne wymagania.

Jakie stanowiska najciężej jest obsadzić?

– Na pewno stanowiska specjalistyczne. Wymagają one zdobycia wykształcenia w konkretnych dziedzinach, co nie zawsze jest tożsame na Ukrainie i w Polsce. Ważna jest też komunikacja. Od pracowników z zagranicy wymaga się posługiwania językiem polskim w mowie i piśmie, a to często może sprawiać problemy. Czasami do wypełnienia są różne dokumenty, a nie każdy pisze dobrze w języku polskim.

Kolejna rzecz to uprawnienia. Na stanowiskach przeznaczonych dla elektromechaników i elektryków pracodawcy oczekują, że znajdziemy im osoby z odpowiednimi uprawnieniami, na przykład SEP czy UDT. A są to uprawienia polskie, przyznawane przez nasze urzędy, których nie można wyrobić na Ukrainie. Szukamy więc kandydatów spełniających najważniejsze kryteria, natomiast już w Polsce wysyłamy ich na szkolenia zakończone egzaminem i zdobyciem uprawnień wymaganych w naszym kraju.

EWL ma departament rekrutacji specjalistycznych, w którym zajmujemy się wyłącznie poszukiwaniem takich kandydatów. Od stycznia udało nam się zatrudnić ponad 250 takich pracowników. Zaczęliśmy też rekrutować pracowników z Ukrainy na stanowiska dla tzw. białych kołnierzyków. Dla jednej z firm szukamy osób na stanowiska młodszego specjalisty do spraw celnych z językiem niemieckim lub francuskim. Udaje nam się to.

Firmy z sektora FMCG zazwyczaj działają w wielu lokalizacjach. Jak więc rekrutujecie do firm o rozproszonej strukturze organizacji?

– Dla nas to, gdzie firma się znajduje, nie ma większego znaczenia. Przy rekrutacji Polaków oczywiście bierze się pod uwagę miejsce. Jeśli jest to miasto, to mamy na uwadze, że przyjdą do pracy ludzie z miasta, jak strefa przemysłowa, to wiemy, że konieczne będzie zabezpieczanie pracownikom możliwości dojazdu.

Natomiast pracownik z zagranicy jest z zasady pracownikiem mobilnym. Dla niego nie ma znaczenia, czy będzie pracował w Poznaniu, Gdańsku czy Pankach lub Poczesnej. Liczy się to, czy będzie miał zapewnioną pracę, którą będzie mógł wykonywać, w której czuje, że sobie poradzi i wie, że zarobi tyle, ile chce. To dla nas pewne ułatwienie, bo mamy dużą elastyczność. Jedyny warunek, jaki się tu pojawia, to zapewnienie cudzoziemcom zakwaterowania i dojazdu, jeśli będzie to konieczne. To jedyna kwestia, która nas ogranicza przy rekrutacji.

Jak na zapotrzebowanie na pracowników wpływa automatyzacja handlu?

– Na pewno automatyzacja – czy w sklepach, czy na produkcji – powoduje, że firmy próbują zminimalizować ilość potrzebnego personelu. Natomiast my nie odczuwamy spadku zainteresowania pracownikami z zagranicy. Cały czas widzimy wzrosty. Mało tego, cały czas dostajemy zapytania od klientów, którzy jeszcze rok temu przekonywali, że radzą sobie z pracownikami. Dziś zwracają się do nas o pomoc. Wiedzą, że jest za mało ludzi, żeby zapełnić wakaty. Problem powiększa fakt, że Polacy coraz rzadziej aplikują na stanowiska produkcyjne. Szacuję, że docelowo około 30 proc. tych stanowisk będą obsadzali migranci zarobkowi.

Musimy pamiętać, że mówiąc o automatyzacji, trzeba brać pod uwagę to, że maszyny nie wykonają każdej pracy za człowieka. Nie da się zautomatyzować każdego etapu produkcji. Jeszcze nie ma robotów, które odpowiednio wcisną ogórki do słoików. Do tego wdrożenie takich systemów jest kosztowne i czasochłonne, to też dla wielu firm stanowi wyzwanie.

Skoro poruszyła pani wątek pieniędzy i to, że Polacy nie chcą pracować na stanowiskach produkcyjnych, to przejdę do kolejnego pytania. Jak wyglądają oczekiwania finansowe cudzoziemców? Zapewne oni również zdają sobie sprawę, jak wygląda sytuacja w firmach.

– One rosną wraz ze wzrostem zapotrzebowania, przy czym w zależności od pory roku obserwujemy różne tendencje. Na początku każdego roku rośnie minimalna stawka godzinowa, co podoba się naszym pracownikom zagranicznym. Im bliżej końca roku, tym stawki idą bardziej w górę. Po weekendzie majowym, kiedy na Ukrainie wypada święto pracy, zaczyna się boom na pracowników. Dostajemy ogrom zamówień, co wiąże się z dłuższym oczekiwaniem na zapewnienie pracowników. Firmy pytają więc, ile muszą zapłacić, by ci przyjechali do nich od razu. Przebijanie stawek trwa w trzecim kwartale, a w czwartym kwartale osiąga apogeum. Wtedy nie mamy już ofert za najniższą krajową.

Stawki napędza produkcja na święta oraz wszystkie okołoświąteczne działania. Wrzesień, październik i listopad to miesiące, w których stawki są dużo wyższe. Cudzoziemcy wtedy nie chcą pracować za podstawowe wynagrodzenie.

Na koniec chciałam zapytać o to, co zmienić, by rekrutacja do FMCG była sprawniejsza?

– Większość firm międzynarodowych przyzwyczajona jest do pracy w cyklu 8-godzinnym, a preferowana przez nich forma zatrudnienia to umowa etatowa. Tymczasem oczekiwania pracowników z zagranicy są inne. Chętnie chcą pracować więcej godzin niż Polacy, przez co zarobią więcej podczas pobytu w Polsce. Najczęściej pracują w oparciu o umowy zlecenia. Rzadko kiedy interesuje ich zatrudnienie na umowę o pracę za stawkę minimalną, bez żadnych dodatkowych benefitów. Dlatego firmy powinny być gotowe do tego, by pozwolić im wyrabiać dodatkowe godziny. Oni przyjeżdżają do nas zarobić jak najwięcej. Warto im to umożliwić.

Źródło: PulsHR

Szymon Bryzek

Zapisz się do Newslettera EWL

Otrzymuj podobne wiadomości na swoją skrzynkę mailową